- To jedyne wyjście.
Isabelle Watson spuściła wzrok, nie mogąc znieść dłużej spojrzenia lodowato niebieskich oczu Holmesa. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na taką słabość, bo zawsze potrafiła utrzymać kontakt wzrokowy nawet z sąsiadką, panią Higgs, która nie miała jednego oka, ale teraz sytuacja była inna. Może nie wymagała ukazania takiej niedoskonałości jaką jest ludzka wrażliwość, lecz na pewno była ciężka, w szczególności jak na szesnastolatkę.
Ale dziewczyna nigdy nie była zwykłą nastolatką, więc podniosła wzrok, tym razem wytrzymując spojrzenie mężczyzny. Patrzyła hardo, wyszukując się jakichkolwiek znaków, szczegółów nieistotnych dla kogokolwiek innego w wyglądzie i mimice Holmesa. Na obiad miał spaghetti bądź inne danie z sosem, bo na niegdyś nieskazitelnie białej koszuli widniała plamka sosu, dokładnie na wysokości jej oczu. Było mu gorąco, bo dwa ostatnie guziki tuż pod kołnierzykiem miał rozpięte, na co zwykle sobie nie pozwalał, ale zważywszy na skwar za oknem nawet wielki dyplomata Mycroft Holmes uległ temperaturze. Podniosła wyżej głowę i zobaczyła napięte rysy twarzy, zmarszczone czoło, zmarszczki wokół oczu i wąsko zaciśnięte usta, ułożone w kreskę. Holmes czekał.
- Zgadzam się.
xxxxx
Przez chwilę czuła się jak w powieści o przygodach Tomka Sawyera. Patrzyła, jak kościół zapełnia się ludźmi, których nawet nie widziała na oczy, ale przyszli ze względu na Roberta Watsona, Johna bądź Harry. Oczywiście przyszli też ci, których kojarzyła ze szkoły, bezimienni znajomi wstrząśnięci sprawą morderstwa nastoletniej dziewczyny, nauczyciele, niegdyś nią zniesmaczeni, teraz pocieszający się wzajemnie i ocierający łzy chusteczkami. Panie w czarnych sukniach do ziemi i panowie w eleganckich garniturach.
Jej rodzina weszła ostatnia. Robert w czarnej marynarce i białej koszuli zapiętej pod samą szyję, choć na zewnątrz było jakieś trzydzieści pięć stopni, John w podobnym stroju, tyle że z opuchniętymi oczami i czerwonym nosem. Przydługawe blond włosy zostawił rozpuszczone, choć normalnie chodził w kucyku. Patrzył się prosto przed siebie martwym wzrokiem i choć Isabelle nie chciała tego czuć, po raz pierwszy od kiedy zniknęła poczuła wyrzuty sumienia.
Zaginęła dwa lata temu, szukali jej i przedwczoraj ją znaleźli. Leżała w rynsztoku, w niebieskiej sukience i zdeformowaną twarzą, licznymi rysami po cięciach i wielką dziurą w piersi.Wszyscy się przejęli, rozpętało się piekło, a każdy policjant chciał rozwikłać sprawę morderstwa pięknej nastoletniej dziewczyny. Nikt nie przejął się, że umarła niewinna osoba, kolejna bezimienna bezdomna, którą Isabelle Watson zapewne spotka w piekle.
Wyrzuty sumienia piekły ją boleśnie, kiedy patrzyła na Johna, który starał się być twardy, ale w połowie ceremonii wybuchł płaczem. Czuła dokuczliwy ucisk w żołądku, gdy pomyślała o Harriet leżącej w szpitalu, po tym jak znaleziono ją w nocy pijaną i ledwo żywą. Mogły być dwa pogrzeby, z czego jeden prawdziwy.
Nie myślała tego dnia o swoim innym bracie Charlesie, chociaż mógł ją obserwować. Holmes mówił, że to zbyt niebezpieczne, aby pojawiła się na ceremonii, ale ona się uparła. Chciała być na własnym pogrzebie.
Część kościelna się zakończyła i wszyscy przenieśli się na cmentarz. Jej trumnę niosło czterech mężczyzn w garniturach, a reszta ludzi szła za nią. Życzyła sobie nie mieć grobu, tylko żeby ją spalono, ale Robert, jak widziała postawił na swoim i dalsza część ceremonii odbywała się na cmentarzu, nad wykopanym dołem.
Opuścili trumnę na dół i rozpoczęły się przemowy.
Tego dnia usłyszała o sobie wiele rzeczy, głównie kłamstw ludzi, z którymi nie zamieniła ani słowa, a zapewniali zgromadzonych, jaką to była wspaniałą przyjaciółką. Każdy chciał się wybić na zamordowanej dziewczynie. Ludzie, którzy ją bardziej znali mogli powiedzieć wiele, ale najczęściej milczeli. Każdy poddany nie może powiedzieć złego słowa o królowej. Była egoistką i wykorzystywała ludzi. I teraz musi żyć z tym, że na jej pogrzebie byłyby same kłamstwa, bajki wyssane z palca i trujące słowa ubrane w cudowne epitety.
Robert powiedział, że była dobrą córką i gdyby Mary mogła tu być, to na pewno potwierdziłaby jego słowa. Mary mogła to być, ale jej nie pozwolono pójść na pogrzeb córki. Gdy nadeszła kolej Johna na przemowę wstał, podszedł do mównicy, stanął na niej i wtedy się załamał. Nie rozpłakał się, ale na jego twarz wyszły wszystkie emocja skrywane głęboko. Isabelle znała się na ludziach. Jej brat był złamany, zgaszony i przybity. Przygryzł dolną wargę i pokręcił głową. Zszedł z mównicy.
Słowa pozostały niewypowiedziane, ale Isabelle Watson je zrozumiała.
Nikt nie zauważył postaci w czerwonym płaszczu, która usunęła się w cień.
xxxxx
xxxxx
8 lat później...
xxxxx
xxxxx
- Pamiętasz adres?
Kiwnęła głową w odpowiedzi na pytanie Holmesa. Godzinę temu wylądowała w Londynie, a przedtem nie spała jakieś trzydzieści sześć, więc padała z nóg. I obawiała się. Pierwszy raz od dziesięciu lat Isabelle Watson wiedziała, że miała wiele do stracenia, jeśli ta rozmowa pójdzie źle. Czuła też ulgę. Pierwszy raz od ponad dziesięciu lat Isabelle Watson czuła się bezpieczna. Charles nie żyje. Ma pewność, bo to sama go zabiła. Scena na tamtym wieżowcu mocno wryła się jej w pamięć, tak że często w nocy budziła się zlana potem, tyle że w tych snach to ona spadała w dół, a to on ją pchnął na dół.
- Czy na pewno jest na tyle bezpiecznie, że mogę wrócić? - Wiedziała jaka będzie odpowiedź, więc zadała bezsensowne pytanie. - Stop. Wiem, co odpowiesz.
- Charles nie żyje, wiesz to najlepiej, ale jego ludzie tak. Miał wielu szpiegów w Rosji, USA, Kanadzie... niełatwo będzie ich wszystkich wyłapać. I w dodatku na tych misjach, które wykonałaś narobiłaś sobie wielu wrogów. Odpowiedź na twoje pytanie: nie, nie jesteś bezpieczna. Ale myślę, że możesz wrócić. Zawsze kochałaś niebezpieczeństwo, panno Watson.
Uśmiechnęła się lekko, ponieważ nie miał do końca racji. Ale... każdy ma własne sekrety. A Isabelle Watson miała ich całe mnóstwo.
- Chcę wrócić do brata, panie Holmes. Tylko tyle powinieneś wiedzieć. - Zawahała się lekko. - Czy mógłbyś mi... opowiedzieć coś o nim? Co robi? Spotyka się z kimś? Pracuje?
- Mieszka z moim młodszym bratem, wynajmują razem mieszkanie. Pomaga mu w sprawach kryminalnych, pisze bloga... Aktualnie spotyka się z Lucy Kahn. A tak przy okazji to sprawdź ją, wydaje nam się, że nie jest tym za kogo się podaje.
- Dobrze. - Zapadła cisza, taka lekko niezręczna.
- Gdybyś spotkała Avril - zaczął nagle mężczyzna. - To powiedz jej, że zawsze mogę jej wysyłać pieniądze, że jeśli czegokolwiek by potrzebowała...
- Ona nie potrzebuje pieniędzy, panie Holmes. - Przerwała mu. Znowu zapadła cisza. Spojrzała na twarz bruneta i znowu poczuła się jakbym miała szesnaście lat i razem z nim obmyślała plan swojego zniknięcia. Wtedy ich drogi się połączyły, a teraz się rozdzielają.
- Czy... on jest bezpieczny? - Nie musiał pytać jaki "on".Wiedział. - Mogę go kiedyś spotkać?
- Dobrze wiesz, że to niebezpieczne. Nie martw się, panno Watson. Jest bezpieczny.
Taksówkarz zatrąbił, poganiając dziewczynę.
Watson sztywno podała rękę Holmesowi.
- Dziękuję. Za wszystko
- Gdybym powiedział "nie ma za co", skłamałbym.
- Do widzenia, panie Holmes.
- Do widzenia, panno Watson.
Odwróciła się i wyszła przez szklane, obrotowe drzwi prosto na chodnik. Narzuciła na siebie czerwony płaszcz, który odzyskała dzięki Mycroftowi. Spojrzała w niebo, a kropelka zakuła ją w oko.
- Wsiadasz czy nie? - Taksówkarz miał nieprzyjemny, ostry głos. Charczał głośno, co znaczyło, że jest palaczem.
Otworzyła tylne drzwi i położyła niewielką torbę z fałszywymi dokumentami oraz pieniędzmi na czarną godzinę.
- Gdzie jedziemy?
Kiedyś mogłaby odpowiedzieć, że do domu, na Eastwood Street 43, ale tamtego domu już nie ma. Spłonął. John też by spłonął, gdyby go wtedy nie wyciągnęła.
- Adres.
- Baker Street 221B.
Kiwnęła głową w odpowiedzi na pytanie Holmesa. Godzinę temu wylądowała w Londynie, a przedtem nie spała jakieś trzydzieści sześć, więc padała z nóg. I obawiała się. Pierwszy raz od dziesięciu lat Isabelle Watson wiedziała, że miała wiele do stracenia, jeśli ta rozmowa pójdzie źle. Czuła też ulgę. Pierwszy raz od ponad dziesięciu lat Isabelle Watson czuła się bezpieczna. Charles nie żyje. Ma pewność, bo to sama go zabiła. Scena na tamtym wieżowcu mocno wryła się jej w pamięć, tak że często w nocy budziła się zlana potem, tyle że w tych snach to ona spadała w dół, a to on ją pchnął na dół.
- Czy na pewno jest na tyle bezpiecznie, że mogę wrócić? - Wiedziała jaka będzie odpowiedź, więc zadała bezsensowne pytanie. - Stop. Wiem, co odpowiesz.
- Charles nie żyje, wiesz to najlepiej, ale jego ludzie tak. Miał wielu szpiegów w Rosji, USA, Kanadzie... niełatwo będzie ich wszystkich wyłapać. I w dodatku na tych misjach, które wykonałaś narobiłaś sobie wielu wrogów. Odpowiedź na twoje pytanie: nie, nie jesteś bezpieczna. Ale myślę, że możesz wrócić. Zawsze kochałaś niebezpieczeństwo, panno Watson.
Uśmiechnęła się lekko, ponieważ nie miał do końca racji. Ale... każdy ma własne sekrety. A Isabelle Watson miała ich całe mnóstwo.
- Chcę wrócić do brata, panie Holmes. Tylko tyle powinieneś wiedzieć. - Zawahała się lekko. - Czy mógłbyś mi... opowiedzieć coś o nim? Co robi? Spotyka się z kimś? Pracuje?
- Mieszka z moim młodszym bratem, wynajmują razem mieszkanie. Pomaga mu w sprawach kryminalnych, pisze bloga... Aktualnie spotyka się z Lucy Kahn. A tak przy okazji to sprawdź ją, wydaje nam się, że nie jest tym za kogo się podaje.
- Dobrze. - Zapadła cisza, taka lekko niezręczna.
- Gdybyś spotkała Avril - zaczął nagle mężczyzna. - To powiedz jej, że zawsze mogę jej wysyłać pieniądze, że jeśli czegokolwiek by potrzebowała...
- Ona nie potrzebuje pieniędzy, panie Holmes. - Przerwała mu. Znowu zapadła cisza. Spojrzała na twarz bruneta i znowu poczuła się jakbym miała szesnaście lat i razem z nim obmyślała plan swojego zniknięcia. Wtedy ich drogi się połączyły, a teraz się rozdzielają.
- Czy... on jest bezpieczny? - Nie musiał pytać jaki "on".Wiedział. - Mogę go kiedyś spotkać?
- Dobrze wiesz, że to niebezpieczne. Nie martw się, panno Watson. Jest bezpieczny.
Taksówkarz zatrąbił, poganiając dziewczynę.
Watson sztywno podała rękę Holmesowi.
- Dziękuję. Za wszystko
- Gdybym powiedział "nie ma za co", skłamałbym.
- Do widzenia, panie Holmes.
- Do widzenia, panno Watson.
Odwróciła się i wyszła przez szklane, obrotowe drzwi prosto na chodnik. Narzuciła na siebie czerwony płaszcz, który odzyskała dzięki Mycroftowi. Spojrzała w niebo, a kropelka zakuła ją w oko.
- Wsiadasz czy nie? - Taksówkarz miał nieprzyjemny, ostry głos. Charczał głośno, co znaczyło, że jest palaczem.
Otworzyła tylne drzwi i położyła niewielką torbę z fałszywymi dokumentami oraz pieniędzmi na czarną godzinę.
- Gdzie jedziemy?
Kiedyś mogłaby odpowiedzieć, że do domu, na Eastwood Street 43, ale tamtego domu już nie ma. Spłonął. John też by spłonął, gdyby go wtedy nie wyciągnęła.
- Adres.
- Baker Street 221B.
xxxxx
Witam wszystkich bardzo serdecznie :D
Mam nadzieję, że prolog was zaciekawił lub choć trochę Wam się spodobał. Historia według mnie jest dość oryginalna i w żadnym fanfiiction z Sherlocka się z taką nie spotkałam.
Teraz pora na kilka ostrzeżeń, różnych dupereli itd. itp.
Chronologia poszła w las, czyli kiedy co i jak
~Akcja dzieje się PO "Skandalu w Belgravii" (ponieważ postać Irene będzie mi potrzebna), ale odcinek "Wielka Gra" NIE MIAŁ miejsca, to znaczy Sherlock&John nigdy nie spotkali Moriarty'ego. Jedyna wzmianka o nim to ta z "Studium w różu".
~ Od tej pory będę prowadziła historię własnymi torami, to jest zapewne nie będzie upadku itd.
Ostrzeżenia, czyli na własną odpowiedzialność to czytacie
- Nie spodziewajcie się po tym opowiadaniu porywającej akcji, bo bardziej chciałabym się skupić na psychice, emocjach, uczuciach i relacjach. Oczywiście walki i zagadek nie zabraknie, śmierć też będzie, trochę brutalności, ale nie będzie tego Bóg wie ile.
-Będzie fluff, romans, akcja i nieco angstu. Lubię mieszać gatunki, ale raczej nie wyskoczę tu ze smokami i różowymi jednorożcami hasającymi wesoło po Baker Street. (Chociaż kto go tam wie, co Sherlock wyhoduje dzięki swoim eksperymentom). Będzie także humor, bo każdy lubi się pośmiać. (Ale raczej będzie czarny i niezrozumiały dla każdego).
- To miał być Johnlock. Ale nie będzie Johnlock. Bo? Uwielbiam o nich czytać, ale po prostu NIE UMIEM pisać o homoseksualnych parach, po prostu nie umiem. Może dlatego, że nie przebywam z takimi na co dzień? Nie znam ich zachowań, a nie chcę pisać o czymś, o czym nie mam pojęcia.
- Ale będzie i gejowska, i lesbijska para, tyle że nie główna i tak bardzo u uboczu. Delikatnie zaznaczone, rozwijające się uczucie.
- Dużo sekretów z rodziny Watson, Holmes i Hooper.
Czego się można spodziewać, czyli olaboga
- Kłamstw. Uwielbiam historie oparte na kłamstwie, sekretach, niedopowiedzeniach. Będzie dużo cytatów i przemyśleń. W końcu dwoje głównych bohaterów to Kłamcy.
- Mycrofta. Będzie go dużo.
- Molly. Troszkę Sherlolly.
- Dziewczyny Johna podbijają świat!
- Nawiązań do GoT. "Watsonowie zawsze płacą swe długi!"
- Brudne sprawy z przeszłości Sherlocka.
Aryenne
- Ale będzie i gejowska, i lesbijska para, tyle że nie główna i tak bardzo u uboczu. Delikatnie zaznaczone, rozwijające się uczucie.
- Dużo sekretów z rodziny Watson, Holmes i Hooper.
Czego się można spodziewać, czyli olaboga
- Kłamstw. Uwielbiam historie oparte na kłamstwie, sekretach, niedopowiedzeniach. Będzie dużo cytatów i przemyśleń. W końcu dwoje głównych bohaterów to Kłamcy.
- Mycrofta. Będzie go dużo.
- Molly. Troszkę Sherlolly.
- Dziewczyny Johna podbijają świat!
- Nawiązań do GoT. "Watsonowie zawsze płacą swe długi!"
- Brudne sprawy z przeszłości Sherlocka.
Aryenne